Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ludzie / organizacje / imprezy promujące Przemyśl
#74
Stefan Darda: Przemyśl zasłużył sobie u mnie na powieść

Nowiny, 2016.03.02

- Żyjąc w Przemyślu, wiem, co tracę, ale też wiem, co zyskuję - mówi Stefan Darda, znany pisarz, autor poczytnych powieści grozy. Niedawno czytelnicy przyznali mu kolejną nagrodę.

[Obrazek: 56d04aee1341f_o,size,969x565,crop,0.0000...301ed8.jpg]

Śledzi pan thriller teczkowy, który zawładnął ostatnio umysłami Polaków?

Usiłuję trzymać się od tego jak najdalej. Obserwowałem tę sprawę w początkowej fazie, ale obecnie bardzo mnie ona zniesmacza. Pewne aspekty tej historii są obrzydliwe i dlatego staram się od tego odciąć. Nie ma sensu się tym ekscytować, tym bardziej, że jeszcze różne rzeczy mogą się okazać w sprawie tych teczek.

A myśli pan, że na podstawie takiej historii z teczkami można by napisać jakiś porządny thriller?

Można by to zrobić, ale to zadanie bardziej dla autorów, którzy siedzą w klimacie politycznym. Są tacy pisarze w Polsce i myślę, że może ich to w jakiś sposób zainspirować. Ja ukończyłem politologię i znam mechanizmy rządzące polityką, staram się więc trzymać od niej jak najdalej. To jest taka dziedzina życia, że trudno się w nią zagłębić nie ubabrawszy się czymś nieciekawym. W swojej najnowszej powieści zahaczyłem o politykę trochę z konieczności.
Chciałem pokazać pewne mechanizmy, które mogły doprowadzić do tragedii zwykłych ludzi. Życie zwykłych ludzi to coś, co mnie najbardziej frapuje. Na to życie miały wpływ decyzje polityczne sprzed ponad dwudziestu lat.

No właśnie, w „Zabij mnie, tato” trochę pan jest komentatorem politycznym, bo nawiązuje pan do głośnej dyskusji na kanwie historii Mariusza T.

Zgadza się, ale warto pamiętać, że czymś innym są moje sądy, a czymś innym sądy moich bohaterów. Niekoniecznie wszystkie opinie, które wygłaszał ten bohater, muszą być zbieżne z moimi.

W pana poprzednich książkach występują postacie z zaświatów. Historię teczkową też rozgrywa postać zza grobu, czyli generał Kiszczak.

Jak demon, który pojawił się za sprawą żony i wpływa na rzeczywistość. Bywa, że jest on - paradoksalnie - hołubiony przez tych, którzy jeszcze niedawno byli jego zaciekłymi przeciwnikami.

Zostawmy teczki. Niedawno otrzymał pan Złotego Kościeja w kategorii thriller roku za „Zabij mnie, tato”. Wygląda na to, że czego się pan nie tknie, to zamienia się w złoto.


Może jest to wynik tego, że zanim się za coś zabiorę, bardzo dokładnie to analizuję i dociekam, czy jestem w stanie podołać zadaniu. Uciekam od oczywistych tematów i wątków. Po ciepłym przyjęciu debiutanckiego „Domu na wyrębach” wiele osób mi sugerowało, że powinienem się zabrać za drugą część, kuć żelazo póki gorące. Poszedłem trochę w poprzek i stwierdziłem, że najpierw jest czas na to, co mi w duszy gra.
Powstał czteroczęściowy cykl „Czarny Wygon”, potem opowiadania i ostatnio thriller. Teraz dopiero planuję powrót do „Domu na wyrębach”. Powiem panu szczerze, że temat zagubionego pośród lasów przysiółka z lat dziewięćdziesiątych jest dla mnie o wiele ciekawszy od tego, co dzieje się teraz, a o czym mówiliśmy na początku. Mam nadzieję, że czytelnicy też chętnie wybiorą się w taką podróż.

To będzie bezpośrednie nawiązanie do „Domu na wyrębach”?

Początkowo sądziłem, że będzie to związane nieco luźniej z moją pierwszą książką. Teraz, gdy trwają prace koncepcyjne, wiem już, że te związki będą bardzo mocne.

Złotego Kościeja otrzymał pan w kategorii „thriller roku”, czyli nie pana podstawowej specjalności. W dodatku to sami czytelnicy tak zdecydowali. Czuje pan satysfakcję?

O, tak! Dla mnie nagroda od czytelników to powód do ogromnej radości. W tym plebiscycie oddano prawie 15 tysięcy głosów, więc książkę „Zabij nie, tato” musiało docenić sporo czytelników, skoro zdobyła pierwsze miejsce. Są autorzy, którzy cenią najbardziej nagrody przyznawane przez kapituły, dla mnie najważniejsi są czytelnicy, bo bez nich pisarz nie ma racji bytu. Po co tworzyć książki, których nikt nie będzie czytał?

Lepiej się panu pisze takie historie ze strzygami i straszydłami, czy takie jak thriller „Zabij mnie, tato”?

Nie ma to dla mnie znaczenia, bo jedne i drugie pisze mi się jednakowo trudno. Komuś z zewnątrz może się wydawać, że bycie pisarzem to taka fajna robota, a to nie do końca tak jest. Wszystko musi być dość dobrze przemyślane. Są zawodowi autorzy, którzy wydają trzy książki na rok. Moja średnia to jedna książka na rok i wydaje mi się, że to moje optymalne tempo pracy. Nie mam presji czasu, ani presji ze strony wydawcy. Mam za to przekonanie, że praca została wykonana najlepiej, jak umiem.

Pan jest przemyślaninem z wyboru. Nie żałuje pan, że nie wybrał pan Warszawy?

Wręcz przeciwnie. Bliższe mi są mniejsze miasta i miejsca oddalone od cywilizacji, niż aglomeracje. Warszawa jest fajna, ale na kilka dni. Oczywiście, bliskość mediów centralnych daje inne szanse, ale nie po to rzucałem pracę etatową, by teraz iść na inne kompromisy.

Nie mieszkając w Warszawie, nie bywa pan na salonach.

Nie bywam. Obserwuję czasem kolegów, którzy występują w roli komentatorów. Ja wolę to robić za pośrednictwem moich książek. Zauważam, że dzisiaj nie ma znaczenia, co kto robi, tylko jak agresywnie się wypowiada, bo wtedy zyskuje posłuch. Ale ja nie mam takiego charakteru, wolę być sobą w środowisku, w którym czuję się dobrze. Przede wszystkim trzeba być w zgodzie z samym sobą. To podejście do życia zaowocowało pięć lat temu rezygnacją z pracy na etacie. To była moja świadoma decyzja, podobnie jak wybór miejsca zamieszkania. Wiem, co tracę, ale wiem, co zyskuję.

W Przemyślu rozpoczął pan przygodę z pisaniem. To takie inspirujące miasto?

To raczej był efekt zespołu zdarzeń i doświadczeń życiowych, choć z pewnością nie było obojętne, gdzie mieszkam. Czy moje losy potoczyłyby się podobnie, gdybym mieszkał gdzie indziej, tego nie wiem. Czasami nasze życie jest zdeterminowane przez jeden drobny fakt.
Taki, jak ta opowieść zasłyszana na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, która zainspirowała pana do pisania „Domu na wyrębach”.
Właśnie tak, ale sama opowieść nie przydałaby się, gdybym o niej nie myślał, gdybym nie pisał wierszy, gdybym nie udzielał się na portalu literackim. Takich opowieści wysłuchały miliony ludzi, a pewnie niewiele z nich przełożyło się na książkę i to książkę, która zmienia życie autora.

A czy Podkarpacie stanie się miejscem akcji jakiegoś dłuższego utworu pana autorstwa?

Na razie pojawia się w dwóch opowiadaniach, a bohaterka trzeciego jest mieszkanką podkarpackiej miejscowości. Tak, zapowiedziałem to. Realizuję punkt po punkcie swój plan i na razie w kolejkę weszła tylko powieść „Zabij mnie, tato”, bo gdybym tę książkę napisał trzy lata później, straciłaby na aktualności. Jeszcze w tym roku powinna się pojawić powieść nawiązująca do „Domu na wyrębach”, a w przyszłym - powieść zlokalizowana wyłącznie na Podkarpaciu, a dokładnie w Przemyślu. Jak mówię, jestem to Przemyślowi winien za te osiemnaście lat. Mam wrażenie, że taki okres mieszkania w jakimś miejscu daje podstawy, by wziąć się za jego opisanie.

A gdyby miał pan wybrać: Podkarpacie czy rodzinna Lubelszczyzna, miejsce akcji wielu pana utworów?

Ten wybór, przynajmniej na tę chwilę, został dokonany. Mieszkam na Podkarpaciu, bo chcę. Gdybym wolał Lubelszczyznę, pewnie bym się spakował i tam pojechał.

Nie korci pana czasem, by spakować się i pojechać gdzieś bez planu?

Korci. Jednak w tej chwili najlepiej pisze mi się w domu w Przemyślu. Owszem, bywają epizody, że zatrzymuję się w jakimś miejscu i tam powstaje partia tekstu, ale nie zdarza się to jeszcze zbyt często.

Ma pan jakieś marzenie jako pisarz?

Chciałbym, żeby moja praca cały czas mnie fascynowała i żeby mi pozwalała na spokojne życie. Nie chciałbym nigdy żałować, że kiedyś rzuciłem wszystko na jedną szalę.


Wiadomości w tym wątku
RE: Ludzie / organizacje / imprezy promujące Przemyśl - przez Wujek Samo Zło - 03-03-2016, 9:58



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości